„Miesiąc niemalowania, trzy miesiące w plecy”

„Miesiąc niemalowania, trzy miesiące w plecy”

Tak mawiał mój profesor od malarstwa, kiedy dopiero zaczynałam swoją przygodę ze sztuką i przygotowywałam się na studia artystyczne. Bardzo mi te słowa utkwiły w głowie. Powtarzałam je sobie za każdym razem, gdy budził się mój wewnętrzny leń, szepcząc do ucha: „Odpuść sobie. Dzisiaj nie musisz iść do pracowni.” No właśnie… Jak to jest z tą twórczością? Jeżeli sprawia przyjemność i jest naszą pasją, to skąd bierze się opór do pisania, malowania… robienia czegoś twórczego?

Czy wiąże się on z powszechnym przekonaniem, że na sztuce pieniędzy nie da się zarobić? Jako nastolatka często słyszałam, że lepiej pójść na studia techniczne lub nauczyć się programowania, bo artyści to przecież głodują, a sama twórczość nie jest pracą tylko zabawą. Przekonania mamy różne i są one przekazywane z pokolenia na pokolenie. Jest to taki mimowolny prezent, który dostajemy w spadku, determinujący nasz przyszły światopogląd. Przekonania to „prawdy”, w które wierzymy. Rzecz w tym, że wiele z nich jest błędnych i często nie do końca jesteśmy tego świadomi.

Maison Curry, dziennikarz, który przez ponad 5 lat zbierał informacje na temat nawyków słynnych myślicieli i pisarzy, o przekonaniu na temat pracy twórczej w książce “Codzienne rytuały” pisze tak:

„Pokutuje przekonanie, że artyści pracują pod wpływem natchnienia – że siła twórcza pojawia się nie wiadomo skąd na podobieństwo uderzenia pioruna albo erupcji…mam jednak nadzieję, że [z mojej książki] wynika jasno, iż czekanie na przypływ natchnienia to fatalny, zupełnie fatalny pomysł. W gruncie rzeczy najlepsza rada jaką mógłbym udzielić ludziom pragnącym pracować twórczo, brzmi: nie zawracajcie sobie głowy natchnieniem.”

Przekonania nas blokują. Sprawiają, że wątpimy w swoje umiejętności albo tracimy zapał do pracy twórczej. Są dla nas też takim usprawiedliwieniem, które przychodzi nam do głowy, kiedy pytamy samych siebie: “Dlaczego nie tworzę?”.

Czy tylko przekonania stoją nam na drodze do twórczego działania? Steven Pressfield w książce „The War of Art” pisze, że jedną z największych przeszkód w pracy twórczej i kreatywności jest opór i prokrastynacja. Słowo prokrastynacja jest ostatnio bardzo popularne. Chyba nie znam nikogo, kto nie odkładałby swojej pracy czy realizacji planów na później. Jak z kolei można zdefiniować opór? Jeżeli kiedykolwiek kupiłeś bieżnię, która teraz kurzy się na strychu albo kurs online, którego nie ukończyłeś. Jeżeli jesteś pisarzem, który nie pisze. Malarzem, który nie maluje. To znaczy, że wiesz czym jest opór. Nie można go zobaczyć, dotknąć, usłyszeć ani powąchać. Za to można go poczuć. Doświadczamy go za każdym razem, kiedy wkładamy energię w pracę, która ma potencjał. Największą moc ma wtedy, gdy jesteśmy blisko osiągnięcia swojego celu. 

Opór, kolaż tradycyjny / 2020

Opór jest wewnętrzny i każdy z nas go posiada. Ujawnia się, kiedy się czegoś boimy. Blokuje nas, kiedy chcemy tworzyć na przykład sztukę lub kiedy chcemy wystartować z innowacyjnym biznesem albo po prostu mamy ochotę popracować nad rozwojem osobistym.

Jest jeden sekret, który znają prawdziwi pisarze, a Ci przyszli nie mają o nim pojęcia. Najtrudniejsze w pisaniu nie jest samo pisanie, a zasiadanie do pisania, ponieważ to, co powstrzymuje pisarza, to właśnie jest opór. Jak można go zwalczyć? Czy jest na to jakiś sposób? Słyszałeś pewnie nie raz, że wybitni pisarze mają swój rytm dnia. Pracują w określonych godzinach. Programują się na głęboką pracę, eliminując rozpraszacze takie jak internet, czy telefon. Tworzą w odosobnieniu. Jak tworzyć w ten sposób mając dzieci, rodzinę, pracę i wiele innych obowiązków… A może to wewnętrzny opór podsuwa nam takie usprawiedliwienie? Kolejne przekonanie to takie, że na twórczość trzeba mieć pieniądze. Mogłabym takimi przekonaniami sypać jak okruszki gołębiom na krakowskim rynku. Myślę, że każdy artysta chcąc nie chcąc ma ich pełną kieszeń.

Malowałam obrazy, dopóki miałam na to przeznaczone stypendium, dach nad głową i nie miałam innych zmartwień i obowiązków. Wirginia Woolf w swoim eseju „Własny pokój” pisała:

”Kobieta musi mieć pieniądze i własny pokój, jeśli ma uprawiać twórczość literacką”

Ja uprawiałam twórczość malarską i z czasem albo powstrzymał mnie opór i błędne przekonania o pracy artystycznej albo nieświadomość, że można tak ustalić sobie cele i zaprojektować życie, żeby pojawiła się w nim przestrzeń na twórczość i pieniądze na nie również.

Wybrałam mniejsze zło, pracę, która wówczas wydawała mi się kreatywna. Chciałam upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Myślałam, że projektowanie graficzne to najlepsze, co mogę robić, czyli przenieść plastyczne umiejętności na komputer. Początki były rozczarowujące. Projektowałam banery lub naklejki na szyby dla takich marek, których nazwy kończyły  się na  -pol i -ex, gdzie właściciel krzyczał: „Większe! Jeszcze większe litery, tak, żeby było widoczne!”, a poczucie estetyki miał w głębokim poważaniu. Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że ta praca zabijała moją kreatywność. Ile razy mijałam szyldy na ulicy, przypominałam sobie ze skruchą, że miałam w tym swój udział. Z czasem skoczyłam na poziom obsługi bardziej wyrafinowanych klientów. I chociaż czuję satysfakcję, kiedy projektuję dla kogoś z wyższym poczuciem estetyki, to praca przy komputerze to nie to samo, co manualna. Aby rozwijać się artystycznie dobrze jest czasem ubrudzić ręce. 

Byłam bardzo zdeterminowaną artystką. Marzyłam o wystawach. Pracowałam ciężko i doczekałam się indywidualnej wystawy, która zwieńczyła mój kilkuletni wysiłek. Z czasem niestety opór i przekonania pokonały mnie. Przestałam malować… Kolejne przekonania, które potwierdzały moją wyimaginowaną tezę o byciu artystą to: „Albo malujesz na dużym formacie i masz pracownię albo nie malujesz wcale”, „Albo jesteś artystą w 100% albo nie jesteś nim w ogóle”. Wiele lat minęło zanim dojrzałam to tego, że przecież tworzyć można na różne sposoby, w różnych technikach, na kolanie… Nie trzeba kupować płótna za 200, a nawet 50 zł. Wystarczy kartka papieru i parę starych gazet do pocięcia. Nie trzeba być artystą pełnoetatowym, żeby nim być. 

Minęło wiele lat i wracam… powoli… z niepewnością… Świadoma swoich błędnych przekonań. Gdzieś jeszcze tlą się w mojej głowie i krzyczą: „Jest za późno! Jesteś za stara! Rób to, co przyniesie Ci pieniądze! Nie nadrobisz już tego czasu”. Ale już wiem, że to strach, lęk i wewnętrzny opór się budzi. Już wiem jak z nim tańczyć. Jak nawiązać z nim relacje, aby ostatecznie go pokonać.

A może i Ty spróbujesz potańczyć z własnym oporem? Okazuje się, że kiedy zna się kroki i ćwiczy dużo można osiągnąć wiele twórczych celów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *