„Istnieje duże ryzyko, że dizajn rzeczy codziennych stanie się dizajnem rzeczy zbędnych i przeładowanych.”

„Istnieje duże ryzyko, że dizajn rzeczy codziennych stanie się dizajnem rzeczy zbędnych i przeładowanych.”

Don Norman, autor powyższego cytatu oraz podręcznika o dobrym dizajnie, zainspirował mnie do napisania tego tekstu. Jak się pewnie domyślasz, bardzo sobie cenię prostotę i naturalność w przedmiotach codziennego użytku. Nie liczy się dla mnie tylko ich wygląd. Moje palce przesuwające się po materiale muszą poczuć teksturę i jakość. Jestem wyczulona na wszelkie imitacje czegoś, co powinno być naturalne. I strasznie denerwuje mnie, że żyjemy w czasach, w których naturalność jest luksusem. 

Projektując torebki pod własną marką, często zastanawiałam się, czym jest dobry dizajn. Badałam potrzeby potencjalnych klientów. Z nich wynikało, że im więcej przegródek i kieszonek, tym lepiej. Zadawałam sobie pytania: „Dlaczego  kobiety noszą tak dużo przedmiotów w torebce? Po co im tyle dodatkowych kieszeni?”. I “rzutem na taśmę” pojawiał się w mojej głowie obraz zapamiętany z czasów liceum – koleżanka z klasy, która klęczała na miejskim chodniku, wysypując zawartość całej swojej torebki w poszukiwaniu długopisu. Nie pomagała duża ilość kieszonek… Miałam sporo pytań, zanim zdecydowałam się odszyć kolejny model – wypuszczać na rynek produkt dla minimalistów, czy „popłynąć” i reagować na potrzeby kobiet? Przecież reagowania na potrzeby uczą na kursach z marketingu. Już wtedy pojawiał się we mnie bunt i ogólne niezrozumienie dla standardów, które na rynku wyznacza opinia większości konsumentów. Mój konflikt wewnętrzny przeszkadzał mi bardzo w prowadzeniu torebkowego biznesu. Ale wróćmy do tematu samego projektowania. 

Co to znaczy, że coś jest zaprojektowane? 

Projektem możemy nazwać w zasadzie wszystko, czego nie stworzyła natura, jak np. ścieżki w parku, lesie, urządzenia elektroniczne, wszelkiego typu konstrukcje, przedmioty codziennego użytku. Projektuje się też usługi, procedury, struktury, zasady działania firm i instytucji. Ba, można zaprojektować sobie życie. Co dla niektórych wydaje się dość enigmatycznym określeniem.

Kiedy mówimy, że coś jest dobrze zaprojektowane?

O dobrym designie mówimy wtedy, gdy zaprojektowany przedmiot, usługa są proste w obsłudze i odpowiadają na potrzeby użytkownika. Projektowanie zorientowane na człowieka i jego potrzeby tzw. HCD (Human Centered Design) to teraz podstawa dobrze zaprojektowanego przedmiotu, usługi czy aplikacji. Czyli zanim dojdzie do procesu projektowego, należy zbadać potrzeby oraz zachowania użytkownika. Odnoszę wrażenie, że jest to trudne i w dalszym ciągu niezrozumiałe dla osób pracujących np. w naszych polskich urzędach i zajmujących się zagospodarowaniem i planowaniem przestrzennym. Widać to często po chodnikach i ścieżkach w parkach miejskich. Te zaprojektowane (wybetonowane) są mniej uczęszczane, niż te wydeptane, gdzieś między drzewami. Tak trudno pójść do parku i zaobserwować, jakimi ścieżkami ludzie chodzą?

O dobry dizajn coraz trudniej, ponieważ wymaga on uważności, planowania, myślenia i zrozumienia ludzkich zachowań.

Kiedyś wszystko było proste. Nie było technologii cyfrowej, która faktycznie może i ułatwia nam życie, ale jednocześnie wnosi więcej funkcji do urządzenia i sprawia, że jest ono trudniejsze w obsłudze. Kiedyś, aby zegarek mógł ponownie działać, trzeba było go nakręcić. Teraz musimy kupić i wymienić baterię, albo jeszcze gorzej – poradzić sobie ze skomplikowaną elektroniką. 

Żyjemy  w świecie, w którym panuje choroba zwana funkcjozą. Tak twierdzi wspomniany w tytule Don Norman, amerykański inżynier, psycholog i projektant. Autor kultowego podręcznika o dobrym dizajnie („Dizajn na co dzień”). Czym się objawia ta choroba? Według autora – galopującym funkcjonizmem. Mamy np. produkt, który został zaprojektowany zgodnie z zasadami HCD – łatwy w obsłudze, odpowiadający na potrzeby użytkowników, rozwiązujący ich problemy. Produkt jest już jakiś czas na rynku. Nagle użytkownik, pomimo tego, że lubi z niego korzystać, chce aby posiadał dodatkową funkcję. W międzyczasie konkurencja wypuszcza na rynek podobny i pojawia się zachęta (dla niektórych presja), aby się od niej odróżnić, poprzez wzbogacenie produktu o kolejne funkcje. Rynek się nasycił, sprzedaż spada – kolejny powód, aby wprowadzić udoskonalenia. Funkcjoza jest zaraźliwa i nie sposób jej zatrzymać.

Nadmiar produktów na rynku i presja ze strony konkurencji pogłębia funkcjozę. A marketingowe hasła starają się nas przekonać, że to co było modne w zeszłym roku, w kolejnym należy wymienić. Co ma swoje odzwierciedlenie np. w modzie. Jak sobie z tym radzą producenci sprzętów elektronicznych albo samochodów? Wprowadzają modne kolory, wzory, dodają funkcje, ale też, co gorsza, celowo projektują przedmioty, które szybko przestają działać, napędzając tym samym sprzedażowy mechanizm.

Nasuwają się pytania: 

Czy naprawdę potrzebujemy maszynki do rozkruszania lodu w drzwiach naszej lodówki? Po co nam nowy komputer, skoro stary jeszcze działa? Jaki jest koszt środowiskowy wszystkich tych materiałów i energii jaką zużywamy do ich wytwarzania? Czy mamy opracowany system, aby bezpiecznie utylizować stare przedmioty?

Trudno zatrzymać cały ten mechanizm, ponieważ naukowcy wymyślają coraz to nowe technologie, a w ślad za nimi producenci wzbogacają przedmioty, które wypuszczają na rynek. Kreowane są nowe potrzeby. Podoba Ci się Twój telewizor? A co jeśli miałby trójwymiarową funkcję? Lubisz swoją sofę? A co jeśli rozkładałaby się za sprawą jednego przycisku? 

Jestem na etapie wykańczania swojego domu i rozglądam się za różnymi funkcjonalnymi, prostymi przedmiotami i rozwiązaniami. Bardzo trudno je znaleźć. Rynek jest zapchany tzw. bajerami. I tylko słyszę, że proste drzwi (bez żłobień), prosta bateria łazienkowa (bez zbędnych przycisków), proste okno (bez logo producenta) to zamówienia niestandardowe. Bo standardy w Polsce mamy inne, a wyznacza je klient i jego potrzeby. No i kłania się nasze rodzime poczucie estetyki. Myślę, że na ten temat warto poświęcić osobny post. 

Bruno Munari, wybitny włoski artysta, grafik, architekt, ale też filozof i pedagog, nazwany przez Picassa „nowym Leonardem” w jednym ze swoich esejów pisze:

„Ujmować a nie dodawać: zasadę tę należy pojmować, jako zachętę do prostoty, do eliminowania tego, co zbędne, i tworzenia dzięki temu przedmiotu ujętego w jego esencji, przedmiotu tak prostego, jak to tylko możliwe.” 

Ahh czekam i bardzo bym chciała aby trend, który wielokrotnie w swoich wypowiedziach prognozowała analityczka i badaczka trendów Zuzanna Skalska urzeczywistnił się i nastąpił jak najszybciej. O jaki trend chodzi? „Odpotrzebowianie” nas i naszego świata. Chętnie sama wyspecjalizowała bym się w ujmowaniu funkcji przedmiotom… Kto wie? Może będzie to zawód przyszłości.

Zdjęcie przedstawia stronę książki „Design. Historia Projektowania” Charlotte i Pieter Fiell, na zdjęciu ekspozycja na wystawie „Good Design”, prezentująca krzesło Scoop Sola Blooma i lampę Bubble George’a Nelsona, początek lat 50. XX w.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *