„Nie każda zmiana jest na lepsze, ale jest zmianą, a my możemy odegrać w niej pewną rolę”

„Nie każda zmiana jest na lepsze, ale jest zmianą, a my możemy odegrać w niej pewną rolę”

Zaczynam od słów Rebecci Solnit pierwszego posta na moim blogu. 

Aby coś nowego zacząć, trzeba zamknąć stare. 

Tak to już jest z etapami życia. Jeśli nie zamkniesz poprzedniego, zawsze będziesz tkwić w przeszłości, zamiast ruszyć dalej. Długo dojrzewałam do decyzji, żeby zakończyć produkcję nowych modeli torebek w marce PROUDLY DESIGNED, którą tworzę od 7 lat. Tyle pracy, pieniędzy, prototypów, czasu spędzonego na budowaniu. I co? Można to tak zostawić? Tak po prostu? Można…i nie jest to poddanie się, a podjęcie decyzji i gotowość na ZMIANĘ. 

Każdej zmianie towarzyszy proces.

Obserwacja własnych potrzeb, kontekstu, w którym aktualnie się znajdujemy, analiza celów i ponowne przyjrzenie się swoim priorytetom jest kluczowe w procesie, który towarzyszy zmianie.

Zaczęłam od wsłuchania się w siebie, w swoje potrzeby. Zastanowiłam się, co przynosi mi spełnienie i radość. Do decyzji o zamknięciu produkcji torebek i zmianie profilu działalności z produkcyjnego na usługowy dojrzewałam od miesięcy. W dużej mierze  przyczyniła się do tego sytuacja na świecie w branży mody. Z drugiej strony czułam się zmęczona, przytłoczona ilością produktów w moim magazynie. Zaczęłam zwracać uwagę na to, co posiadam i czy naprawdę tego wszystkiego potrzebuję. Postanowiłam skupić się na ograniczaniu i sama walczyć z konsumpcjonizmem. Już nie chcę być po stronie produkcji i nie chcę dokładać kolejnych produktów na rynek. 

Zaobserwowałam u siebie, że w mojej głowie co dzień pojawiają się nowe pomysły. Cały czas chcę tworzyć, kreować. Budując markę PD, starałam się zdyscyplinować moją artystyczną ekspresję, tłumić nowe pomysły, bo każdy model musiał być dopracowany, a marka spójna w przekazie. Musiałam wykonywać mnóstwo innych rzeczy, które nie miały nic wspólnego z kreatywnością. I oczywiście było to dla mnie (kiedyś bardzo roztrzepanej osoby) poniekąd dobre. Nauczyło mnie pokory, cierpliwości, ale też w pewien sposób zaczęło hamować.

Z natury jestem wymagającą estetką, co ma swoje plusy, ale też utrudnia mi codzienne funkcjonowanie w życiu i w pracy. Wymagam od siebie zbyt wiele. Nie wypuszczę i nie pokażę światu czegoś, póki nie będzie dobre. Nie zamieszkam w miejscu, które nie jest zgodne z moim poczuciem estetyki. Denerwuje mnie złe ułożenie zasłony w pokoju. Ba, obiad na talerzu musi ładnie wyglądać. Zwracam uwagę na detale. O ile prościej byłoby nie zawracać sobie takimi rzeczami głowy. 

Bardzo ciekawe refleksje na temat mieszkania i bycia wychowywanym przez estetę opisuje w książce „Jak przestałem kochać design” Marcin Wicha. Trochę pół żartem, pół serio opowiada jak to wyglądało z jego perspektywy.  

„Po prostu są ludzie, którym niewłaściwy kolor wtyczki potrafi zepsuć pół dnia. Którzy wolą siedzieć w domu, niż wypoczywać w nadmorskim pensjonacie, gdzie dywany mają ohydny kolor”

A wydawałoby się, że wysoka wrażliwość na piękno to dar od losu. Oczywiście tak jest, ale trzeba nauczyć się z niego korzystać. Najlepiej w pracy i w życiu w ogóle. 

Jak nie bać się zmiany?

Nie wystarczy wiedzieć, co się chce robić w życiu, co nam da poczucie spełnienia. Swoje marzenia i plany warto skonfrontować z tym, co się dzieje na rynku pracy. A to okazuje się nie lada wyzwaniem. Jak będzie wyglądała nasza przyszłość, to trochę jak wróżenie z fusów. Yuval Noah Harari w książce „21 lekcji na XXI wiek” pisze, że część zawodów zostanie zastąpionych przez komputery np. lekarz pierwszego kontaktu, kasjer w supermarkecie, kierowca miejskiego autobusu…Oh, jak dobrze, że pracuję w branży kreatywnej.

Zdolność odnajdywania nowego rozwiązania, szukania nowej drogi, podejmowania decyzji jest jak mięsień. Nieużywana zanika.

Obserwujemy powstawanie nowych zawodów takich jak wirtualne asystentki, osoby, które obsługują drony i inne specjalistyczne roboty. Coraz rzadziej myślimy o pracy w kontekście jednego zawodu na całe życie. Czy jesteśmy przygotowani na zmiany? Jaki proces zachodzi w naszych głowach, kiedy myślimy o zmianie pracy, miejsca zamieszkania, zawodu? Harari prognozuje, że nie każdy będzie się w stanie dostosować do nowej rzeczywistości zawodowej. Nastąpi bardzo duży rozwój klasy bezużytecznej, która nie będzie potrafiła wpasować się w nowy rynek pracy.

Czy jesteśmy gotowi na takie wstrząsy, jak ciągłe przekwalifikowywanie się? O co powinniśmy zadbać? Jak się na te zmiany przygotować? 

Autor pisze, że wraz ze wzrostem niestabilności na rynku pracy będziemy potrzebowali więcej skutecznych metod na redukcję stresu, jak farmakologia, medytacja. Niewątpliwie już teraz można zaobserwować wiele usług na rynku pracy, które właśnie mają na celu pomóc ludziom przejść przez zmiany. Pojawił się niesamowity wysyp coachów, mentorów i innych specjalistów, którzy towarzyszą w tym procesie. 

Często czytam o prognozach na przyszłość. Moja sytuacja zawodowa nigdy nie była stabilna. Przestałam się tym przejmować, bo im więcej lat mam, im więcej czytam na ten temat, tym bardziej wiem, że najlepsze, co mogę zrobić, to inwestować w siebie, w swoje zdrowie, rozwój osobisty i edukację.

Nassib Nicholas Taleb w książce „Antykruchość, o rzeczach, którym służą wstrząsy” pisze jak ważne jest, aby zapewniać sobie w życiu „stresory”. Takie, które mobilizują nas do pracy, ale też takie, które uodparniają nas na niewygodę, kryzys i inne sytuacje życiowe. Takie, które w pewien sposób nas dyscyplinują i nie przyzwyczajają zbytnio do wygody. Jak myślisz, kto poradzi sobie lepiej ze zmianą pracy? Człowiek, który przez 30 lat pracował w jednej firmie, wykonując jeden zawód? Czy człowiek, który zmieniał pracę i przekwalifikowywał się co 5 lat?

Powinniśmy hartować swoje ciało i umysł, ponieważ łatwiej będziemy sobie radzić ze zmianami, które są nieuniknione.

Jedna z moich obserwatorek na Instagramie poleciła  mi kiedyś kanał na Youtube o minimalizmie Matta D’Avella. Swoją drogą uwielbiam jego filmiki, to jak są poskładane w nich kadry, tematykę oraz poczucie humoru Matta.

Sam minimalizm i to, co z niego czerpię w moim życiu jest tematem na osobny post, ale wspominam o nim tutaj, ponieważ idealnie pasuje do tematu ograniczania się, stawiania sobie wyzwań. Zwłaszcza odcinek, w którym Matt testuje swoje ciało i silną wolę, postanawiając codziennie przez miesiąc zaczynać dzień od zimnego prysznica. 

Innym razem odstawia na 30 dni biały cukier. 

Tego typu wyzwania uodparniają nas, uczą nasz organizm jak przetrwać „wstrząs”. Oczywiście miesięczna dieta jest takim „mikro wstrząsem” w porównaniu ze zmianą zawodu, ale wiesz do czego zmierzam. Ja w tym roku jestem dla siebie łaskawa i wyzwania, którymi co miesiąc dzielę się na Instagramie są związane z porządkowaniem i minimalizowaniem kolejnych stref wokół siebie. W przyszłym roku – kto wie? Może wejdę na wyższy poziom. 

Pamiętam, że podczas zeszłorocznych wakacji we Włoszech, zresztą bardzo intensywnych, jak to bywa z dwójką małych dzieci ;), czytałam książkę Brene Brown „Z wielką odwagą”. Pisze w niej pięknie, że jak jest nam za dobrze i nie stwarzamy sobie okazji do wychodzenia ze swojej strefy komfortu, to znaczy, że się nie rozwijamy. Biorę sobie tę lekcję do serca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *