Moja droga do prostoty

Moja droga do prostoty

Jakie jest proste życie? Nudne, ubogie? A może łatwe i przyjemne? No właśnie, z czym kojarzy się prostota?

Myślę, że każdy interpretuje to na swój sposób. Dla mnie proste życie to życie w zgodzie ze sobą, uważnie i w rytmie, który nie szkodzi naszemu zdrowiu i relacjom. Nie hamuje rozwoju, ale jednocześnie nie pozwala się przepracowywać i zapominać o wartościach. To również poczucie wolności od błędnych przekonań i nawyków konsumpcyjnych. Nie uleganie kreowanym przez rynek potrzebom, a raczej wsłuchanie się w swoje własne. “Proste życie” to życie z umiarem pod każdym względem oraz stawianie jakości, a nie ilości na pierwszym miejscu.

Brzmi trochę… nieprosto? Otóż okazuje się, że życie w duchu minimalizmu nie jest takie łatwe, jakby się mogło wydawać, a przynajmniej nie jest takie na początku. Otacza nas nadmiar przedmiotów, usług, informacji. Potrzeba sporo wysiłku, aby skupić się na eliminowaniu, a nie tylko nabywaniu kolejnych dóbr. Trwanie w równowadze, posiadanie tyle, ile się potrzebuje, wymaga od nas trochę wysiłku. Stopniowe wprowadzanie dobrych nawyków i zwalczanie tych złych, które pielęgnowało się przez lata, jest procesem. Samo uświadomienie sobie tego, co nam służy, a co nie, jest trudne i wymaga czasu. 

Skąd moje zamiłowanie do prostoty?

Prawda jest taka, że zawsze sobie komplikowałam życie zamiast je upraszczać. Widziałam sens w „urabianiu się po łokcie”, przepracowywaniu. Na studiach na zaliczenie zamiast malować jeden obraz, malowałam 5 i to od razu na dużym formacie. Będąc na jednym kierunku, przygotowywałam się na drugi. Zanim zdecydowałam zdawać na drugi, już na horyzoncie pojawiał się trzeci. W dalszym ciągu łapię wiele srok za ogon, zamiast koncentrować się na jednym zadaniu. Z tą różnicą, że teraz jestem tego bardziej świadoma i mogę nad tym pracować.

John Flanagan, australijski autor, znany z serii książek pt.”Zwiadowcy” pisał:

„Prosty plan zawsze ma większe szanse powodzenia, jako że mniej w nim niuansów, o które wszystko może się rozbić.” 

Wykonywanie wielu rzeczy na raz bardzo utrudnia życie i wcale nie sprawia, że posuwamy się do przodu. Umiejętność wybierania oraz skupienie się na tym, co  ważne i wartościowe jest w naszym kipiącym od bodźców świecie bardzo potrzebne. 

Od chaosu do prostoty.

Jako niegdyś chaotyczna ekspresjonistka, której warsztat pracy przerażał profesora Orzecha, zaczęłam się zastanawiać, jakby to było malować bardziej przemyślane obrazy. Nie było to łatwe, ponieważ przelewałam na płótno cały mój wewnętrzny chaos, a ze sztuką tak jest, że ujawnia to, co komu w duszy gra. Charakterystyczną cechą ekspresji malarskiej jest pokazywanie emocji. Można by rzec, że im bardziej szalony artysta, tym bardziej szalona twórczość. Chociaż nie jest tak do końca, ponieważ styl artystycznego wyrazu w dużej mierze wynika z temperamentu twórcy, jego zainteresowań, inspiracji i otoczenia. Można więc go kształtować i mieć na niego wpływ.

Kiedy zainteresowałam się designem, projektowaniem form przemysłowych i sztuką użytkową, zaczęłam ujarzmiać swoją niezdyscyplinowaną rękę. Szyłam na maszynie. Uczyłam się stopniowania i konstrukcji odzieży. Z czasem zapragnęłam sprzedawać swoje projekty. Coraz bardziej interesowała mnie forma, kształt, użyteczność produktu – mniej kolor.

Kiedy stawiałam swoje pierwsze kroki jako projektantka torebek, zaczytywałam się jednocześnie w książkach o minimalizmie. Głównie po to, aby zaczerpnąć wiedzę na temat optymalizacji swojej pracy. W tym czasie zdecydowałam, że pierwsze prototypy uszyję z tkanin farbowanych ręcznie. Dużo było w tym sztuki, mniej użyteczności. Dużo pracy, natomiast niewiele rozsądku i optymalizacji czasu, jaki wkładałam w produkcję. Chciałam to zmienić. Czułam się też przytłoczona nadmiarem otaczających mnie przedmiotów.

Najbardziej utkwiły mi w pamięci książki Anny Mularczyk Mayer. Cenię ją za to, że jako pierwsza pisała o minimalizmie w kontekście Polaków. Nie powiela schematów i formułek, jakie znamy z zachodnich źródeł o tej tematyce. Warto zauważyć, że konsumpcjonizm na Zachodzie wygląda trochę inaczej niż u nas. A poziom zagracenia domów jest dużo większy. Różnicę można podejrzeć na Netfliksie w programie Marii Kondo. Po części wynika to z zakorzenionych w naszej kulturze skromności i umiarze. Nie szalejemy z modowymi trendami. Większość z nas nie posiada domów powyżej 300m2. Książki Mayer uświadomiły mi, że w Polsce jest inaczej. Co prawda podchodzimy do zakupów z większą rozwagą, ale z drugiej strony nie radzimy sobie z dużą ilością oferowanych produktów. Nie potrafimy wybierać i pozbywać się niepotrzebnych przedmiotów. Jesteśmy mistrzami w chomikowaniu “przydasiów”. 

Mularczyk Mayer w swoich książkach zwraca uwagę na to, że minimalizm nie jest tylko eliminowaniem przedmiotów z najbliższego otoczenia. To również umiar w innych aspektach naszego życia, takich jak: potrzeby i dążenia, trening i gimnastyka, czy jedzenie. 

Kiedy zaczęłam wprowadzać minimalizm w swoim życiu, robiłam to etapami. Na początku przeszłam proces od chaosu i ekspresji w kierunku prostej estetyki. Potem ta estetyka wpłynęła na wygląd wnętrz w moim mieszkaniu i pracy jako projektanta graficznego. Następnie zaczęłam eliminować przedmioty materialne i ograniczać się do tych, których naprawdę potrzebuję. Doszła do tego praca nad odkryciem własnego stylu i walka z nawykami konsumpcyjnymi. Teraz wchodzę w fazę ograniczania przyjemności takich jak słodycze, kofeina czy alkohol. Testuję swoją silną wolę, rezygnując np. z białego cukru i produktów, które go zawierają.

Kolejnym etapem, do którego już się przygotowuję, będzie zadbanie o ciało i umysł. A w przyszłości chciałbym ograniczyć ilość celów i tym samym pogodzić się z losem, że nie jestem w stanie fizycznie i psychicznie zrobić wszystkich interesujących mnie kursów, studiów i przeczytać każdej książki, która mnie zaciekawi. 

Droga do minimalizmu jest długa, często wymaga wyrzeczeń i dyscypliny. Z perspektywy czasu myślę, że warto było podjąć próbę. Uświadomienie sobie, że kupowanie kolejnego sprzętu elektronicznego albo kolejnego samochodu niekoniecznie ułatwia nam życie i sprawia, że będzie wygodniejsze. Im więcej mamy przedmiotów, tym więcej czasu poświęcamy na to, aby o te przedmioty dbać, serwisować, co oczywiście wiąże się z kosztami. To w rezultacie oznacza, że musimy więcej pracować. 

Minimalizm to wypracowanie zdrowego stosunku do świata materialnego. Uodpornienie się na zabiegi marketingowe. To ciągłe zadawanie sobie pytania, czego się potrzebuje albo też, jak zwraca uwagę autorka wymienionej książki, powinno się to pytanie sformułować inaczej: “Czego nie potrzebuję?”.

1 Comment

  1. Bardzo bliskie mi poglądy. Też zafascynowałam się minimalizmem, bo szukałam ratunku dla swojej ośmiorniczej natury (ciągle za dużo macek do ogarniania). Upraszczanie, które prowadzi do życia slow, w swoim tempie, w zgodzie ze sobą, nie na pokaz.

Skomentuj Natalia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *